W czym tkawi problem?
Mimo dobrej gry ostatnie wyniki, jakie uzyskuje Korona Stróżewo są wręcz tragiczne. Wiele osób zadaje sobie pewnie pytanie w czym tkwi problem? Niestety, odpowiedź znaleźć bardzo trudno.
Pięć porażek z rzędu, tak źle jeszcze nigdy nie było. Nawet w debiutanckim sezonie bywało lepiej. Początek rundy wiosennej był bardzo dobry. Wygrane mecze z Pogonią Łobżenica, czy też Spartą Złotów dawały wiele optymizmu przed kolejnymi ligowymi potyczkami. Niestety, z biegiem czasu wszystko zaczęło się psuć. Najpierw przyszła porażka w Pucharze Polski z Notecią Czarnków. Jako tamtą porażkę można tłumaczyć w taki sposób, że to nie były priorytetowe rozgrywki, tak kilka dni później te same zespoły zmierzyły się już w ramach PKO i ponownie lepsza była Noteć, która wygrała mimo, że była znacznie słabsza. W kolejnym meczu Korona odniosła zwycięstwo z Unią Wapno. Później tak kolorowo już nie było. Piłkarze Marka Trzebnego wpadli w duży kryzys, z którego nie mogą wyjść.
Porażkę z Wełną Skoki 1:3 można jeszcze zaakceptować, bo na boisku nie było widać znacznej różnicy, ze przeciwnikiem Korony jest lider rozgrywek.
Nieco gorzej było już w Pile. Chociaż Korona prowadziła po bramce Krzysztofa Troczyńskiego, to ten mecz przegrała na własne życzenie. Pierwsze 45 minut było całkiem przyzwoite, ale po zmianie stron Korona grała tak, jakby została w szatni i przeszła obok meczu. Grali bezbarwnie, a przy tym popełniając dziecinne błędy. Drużyna Polonii nie grała jakoś wybitnie dobrze, ale to i tak wystarczyło, aby zainkasować trzy punkty dzięki dwóm bramkom Mateusza Kosteckiego.
Później lanie Koronie sprawił Płomień Połajewo. Chociaż to nasz zespół prowadzić, później stracił sześć bramek, a mecz kończył w ósemkę. Czerwone kartki wówczas zobaczyli Andrzejczak, Barełkowski i Troczyński. Chociaż strózewscy piłkarze grali przez ponad 20 minut w dużym osłabieniu, to i tak zdołali zdobyć dwie bramki.
O konfrontacji z Sokołem Damasławek trudno cokolwiek powiedzieć dobrego. Drużyna ze Stróżewo prowadziła 1:0 i 2:1, ale i tak przegrali 2:4. Co gorsza, rywal przez ostatnie 10 minut grał o jednego zawodnika mniej. Mimo przewagi liczebnej tej szansy nie udało się wykorzystać.
Idealnym przeciwnikiem na przełamanie była właśnie chodzieska Polonia. Ten mecz nie był zwykłym spotkaniem ligowym, miał on wiele podtekstów. Jednak scenariusz powtarzał się z poprzednich meczów. Korona obejmuje prowadzenie i… przegrywa. Piękne trafienie Mateusza Dregera nic nie dało, bowiem trzy punkty pozostały w Chodzieży. Porażka boli tym bardziej, że bramka została stracona w doliczonym czasie gry.
Ostatnie porażki na pewno nie budują pozytywnej atmosfery w szatni, a dodają tylko sportowej złości, która czasami jest potrzebna. Bywają takie momenty, że czasami trzeba zrobić jeden krok w tył, aby następnie zrobić dwa w przód. Tak na pewno będzie w przypadku stróżewskiej drużyny, która pokazywała zawsze charakter i tym razem będzie podobnie. Złą serie można przerwać już w sobotę w meczu z Polonią Jastrowie i jedno jest pewne, Korona w tym meczu będzie walczyć jak Sparta.